Cindy Chao jest tajwańską projektantką biżuterii. Tworzy sztukę do noszenia z niesamowitym pięknem i emocjami. Dzieło tajwańskiego projektanta wydaje się istnieć ponadczasowo: to niemal żywe motyle i luksusowe kwiaty, stworzone z setek drogocennych kamieni i metalu.
Cindy Chao twierdzi, że prawdziwe dzieło sztuki musi ucieleśniać oddanie i entuzjazm twórcy. Tworzona przez nią biżuteria zachwyca nie tylko umiejętnością wykonania najdrobniejszych niuansów, ale także głębokim znaczeniem, jakie daje się odnaleźć w każdej pracy.
Cindy Chao urodziła się na Tajwanie w latach 70. Jej dziadek był znanym architektem, który zaprojektował setki kościołów w całym kraju, z których wiele jest obecnie uznawanych za narodowe skarby. Według projektantki to on rozbudził jej zainteresowanie architekturą i sztuką.
Cindy urodziła się w rodzinie rzeźbiarza i bizneswoman. Była pierwszą uczennicą swojego ojca i dzięki temu doświadczeniu nauczyła się rozwijać swój własny, niepowtarzalny styl. Tutaj zdobyła umiejętności modelowania i opanowała podstawowe techniki artystyczne, które przydały się w przyszłości.
W młodości dziewczyna marzyła o zostaniu architektem lub projektantem wnętrz. Po ukończeniu szkoły średniej Cindy przeniosła się do Nowego Jorku i rozpoczęła pracę na wydziale projektowania wnętrz - ale matka, która opłacała czesne, zdecydowanie nie zgodziła się z wyborem. Stwierdziła, że to „nie sprawa kobiety”, ponieważ będzie musiała stale współpracować z męskimi kontrahentami i nalegała, aby dziewczyna wyraziła swoje artystyczne pomysły za pośrednictwem innego medium.
Więc Cindy przeniosła się do działu projektowania biżuterii. Szybko zdała sobie sprawę, że ten kierunek ma wiele wspólnego z architekturą - tylko mniejsze wymiary.
Po ukończeniu szkoły dziewczyna wróciła do ojczyzny. W 2004 roku otworzyła pierwszy salon w Tajpej i założyła własną markę. Zaledwie trzy lata później została pierwszą tajwańską artystką jubilerską, która wzięła udział w aukcji biżuterii Christie’s w Nowym Jorku.
Kolekcje Cindy Chao były wystawiane w Morey Art Museum w Tokio, Biennale des Antiquaires w Paryżu, Masterpiece w Londynie. W 2010 roku Cindy Chao stała się jedną z pierwszych tajwańskich artystów zajmujących się biżuterią, którzy wystawiali się w Smithsonian National Museum of Natural History.
CINDY CHAO Biżuteria marki Art Jewel często pojawia się na czerwonym dywanie. Widziano je w Julii Roberts, Amy Adams, Salmie Hayek i innych gwiazdach.
Słynna masakra w Kijowie.
Wciąż wspominamy głośne skandale wokół meczów w ZSRR. Wcześniej rozmawialiśmy o walce w Łużnikach podczas meczu CSKA - Dynamo Kijów, a także o szalonym wyjeździe armii do Erewania.
Przypomnijmy teraz legendarną masakrę w Kijowie w 1987 roku - z udziałem fanów Spartaka i lokalnego Dynama.
Na początku lat 80. między fanami Spartaka i Dynama Kijów narosła wrogość. Mówią, że wycieczki ludzi z Kijowa do Moskwy wpłynęły na relacje wcześniej zaprzyjaźnionych kibiców. Fani „Dynama” w stolicy ZSRR zaczęli surowo prześladować moskiewską policję. Goście początkowo to tolerowali, ale potem nie mogli tego znieść i zapalili się, mówiąc, że teraz „ani stopy do Moskwy”. A kiedy wrócili do Kijowa, wykrzyknęli: „Śmierć Moskwie”. Tak zaczęła się wojna.
W ciągu następnych pięciu lat wzajemna wrogość przerodziła się w jedynie skromne potyczki między fanami, gdy Spartak i Dynamo grali ze sobą, a także drobne kłopoty dla graczy:
„W Kijowie, bez względu na wynik, byliśmy„ gorąco ”witani i eskortowani. Zwykle trwało to około 20 minut po meczu, nie mieliśmy nawet czasu na umycie się, ale musieliśmy razem wsiąść do autobusu. Podwiózł nas bezpośrednio na peron - od drzwi do drzwi. Natychmiast wskoczyliśmy do powozu. Oczywiście wszystko dookoła zostało odgrodzone przez policję.
Ale miejscowi wciąż znajdowali sposoby, aby nas wkurzyć. Mieli czas, aby przejechać kilka przystanków autobusem i nieco przed nami - z kamieniami - spotkali nasz pociąg. Pamiętam to miejsce - była tam góra, a pociąg jechał w zagłębieniu.
Kiedyś w naszym samochodzie jechało małżeństwo z Niemiec, turyści. A potem właśnie znaleźliśmy się pod „ostrzałem” Kijowczyków. Kamienie wpadały do szyby, hałas, dzwonienie, krzyki! Niemcy myśleli, że to koniec. Razem krzyczeli: „Bomby! Bomby! „I gwałtownie zeskoczyli na podłogę. Ale w rzeczywistości postąpili słusznie. W przeciwnym razie mogłoby się to udać z kamieniem lub drzazgami” - napisał Oleg Romantsev w swojej książce „The Truth About Me and„ Spartak ” .
Ale w 1987 roku w Kijowie konflikt osiągnął punkt kulminacyjny - nastąpiła prawdziwa masakra.